Ponieważ dostaję wiele pytań w stylu, w jaki sposób zostać kierowcą zawodowym C+E, jak znaleźć pracę i czy jest trudno czy łatwo, postanowiłem napisać i opisać swoje spostrzeżenia. Pragnę jednocześnie powiedzieć, że są to moje subiektywne myśli i obserwacje; Twoje obserwacje mogą być inne. Nie sugeruję również aby traktować ten wpis jako "instrukcję" na zostanie kierowcą pojazdu po prawej stronie.
Po tych krótkich wyjaśnieniach - zapraszam do lektury.
W połowie marca podjąłem decyzję o powrocie do Polski z UK. Poniższy tekst będzie o różnicy w pracy o specyfice pracy na europejskich "długich" kółkach i różnicy pomiędzy trampingiem w UK aktualnej sytuacji pandemicznej w kilku krajach (.de, .sk, .hu, .si, .it, .at) jak i o pierwszych kilometrach "po właściwej stronie" jezdni.
Zanim przejdę do meritum, kilka słów wstępu.
Pisze te słowa człowiek, który w połowie marca w ciągu kilku minut pożegnał się z dobrze płatną pracą w UK i tego samego dnia wyjechał z Wysp po słowach tamtejszego Premiera, który mówił, że "Brytyjczycy muszą nabyć zbiorowej odporności i nic nie będą robić" oraz, że "świadomy jest tego, że może być sporo ofiar w ludziach i mieszkańcy Królestwa muszą się z tym liczyć i do tego przywyknąć". Był to 13 marca, gdy spakowałem samochód, 14 marca z samego rana pojawiłem się na stacji Eurotunelu, a wieczorem przekroczyłem granicę z Polską. Przyjechałem dwa tygodnie wcześniej aby odbyć dwa tygodnie odosobnienia, aby móc świętować urodziny moich Dzieci. W planach miałem wyjazd w sobotę 28.03 i pozostać aż do Wielkanocy, w międzyczasie zabrać Żonę na weekend w Kijowie (do którego też nie doszło, bo Ukraina zawiesiła jakiekolwiek loty). Tak, padłem ofiarą zbiorowego wariactwa i medialnego strachu. Ale, gdy czytałem wiadomości z Polski, to słychać było jedno: "Europa będzie zaścielona trupem". Przekraczając granicę 14.3 o 20 nie podlegałem przepisom o kwarantannie, a jako Kierowca zawodowy nie podlegam im na mocy wyjątku od ustawy czy też rozporządzenia.
Co roku, w kwietniu pojawia się kwestia związana z katastrofą samolotu TU-154 na "lotnisku" pod Smoleńskiem. Mija już dziesięć lat, a my nawet nie przybliżyliśmy się do poznania prawdy. I nie chodzi nawet o to, że wrak samolotu wciąż znajduje się na terenie Federacji Rosyjskiej, a śledztwa przeprowadzane raczej powiększyły ilość pytań bez odpowiedzi niż wyjaśniły jakiekolwiek wątpliwości. Swego czasu na swoim facebookowym profilu pisałem te słowa, ale pozwólcie, że napiszę je jeszcze raz, dla potomnych.
W Internecie pojawiają się doniesienia typu: "Biedronka ma tysiące sklepów i żaden z nich nie został zamknięty z powodu kwarantanny". "Żaden pracownik z tysiąca Lidlów nie złapał wirusa w pracy". Czy też takie: "Patolodzy mówią wyraźnie, że nikt nie zmarł z powodu COVID-19". Lub też mój ulubiony: "Szwecja nie wprowadziła żadnych obostrzeń i wychodzi z pandemii"
Jeżeli czytam informacje w sieci dotyczące obecnej pandemii, jako człowiek który lubi wysłuchać obu stron konfliktu (każdego) jestem w małej zagwozdce. Argumenty jednej i drugiej strony wydają się racjonalne i spójne, niestety przy zestawieniu stron ze sobą - są nad wyraz sprzeczne. Jako człowiek, który sporo swojego życia spędza w trasie starałem się zawsze zachować higieniczny tryb życia (mam na myśli nie tylko częste prysznice). Odkąd podróżuję - nieważne, czy służbowo czy nie - na moim wyposażeniu są zarówno mokre chusteczki jak i inne dobrodziejstwa współczesnego świata.